Zawsze, gdy dzieje się u mnie źle staram się wydusić z siebie „nie martw się stary, poukłada się, ogarniesz to”, nawet jeśli nie mogę się w tej sytuacji odnaleźć, nawet gdy na samą myśl o ewentualnych konsekwencjach porażki pojawia się na moim czole zimny pot.

Serce dudniące w klatce piersiowej niczym dzwon na wieży kościelnej. Mocne, rytmiczne uderzenia, które sprawiają, że odnoszę wrażenie, że moja pierś za chwilę eksploduje. Na pewno znasz ten stan. Czasami zdarza się, że do jednej rzeczy muszę zrobić kilka prób, za każdym razem ogarnia mnie to samo uczucie lęku, stresu i niepewności. Wszystko dlatego, że mam plan, że gdzieś dalej widzę światełko, że wyobrażam sobie, że mam to już za sobą. Właśnie dlatego jestem gotów podejmować trudne decyzje, bez względu na wszystko co dzieje się dookoła. Po prostu wiem, że muszę czasem przez to przejść, nie ma przecież dróg na skróty a ambicja nie pozwala mi przestać próbować.

Być może część z was będzie zaskoczona, ale taką trudnością było m.in. prowadzenie bloga, szczególnie w jego wczesnej fazie. Dla wielu było to głupie, irracjonalne, próbowali we mnie wzbudzić poczucie wstydu, bo przecież blog kojarzył się z Emo Martynką i szafiarkami, to było zajęcie dla małych dziewczynek. Ja udawałem, że mnie to nie rusza, tłumiłem w sobie emocje, chowałem się czasem w swoim pokoju i musiałem odbyć coś co mogło przypominać wojnę z samym sobą. Wielokrotnie biłem się z myślami czy warto, teraz wiem, że tak.

Zdarzyło mi się też wielokrotnie podchodzić do rzeczy, które za każdym razem mnie pokonywały. Za każdym pieprzonym razem gdzieś się potykałem. Chwilami te niepowodzenia doprowadzały mnie do autodestrukcji, płonąłem od środka, kilka razy nawet dochodziłem do wniosku, że jestem za słaby, aby mogło się udać. Mimo to z uporem maniaka, bez opamiętania próbowałem po raz kolejny, znowu i jeszcze raz. Bez względu na ból, poświęcenie, byle do skutku.

Nigdy nie pozwoliłem, aby szpony lęku mnie pokonały. Nigdy nie chciałem pozwolić by coś pieprznęło i mnie pokonało, zawsze wolałem żyć myślą, że jestem już tam, na moim własnym szczycie. Chociaż często była to tylko iluzja to pozwoliła mi ona nie tracić nadziei i dotrzeć do celu.

Co by nie było, nie panikuj. Złap za rogi byka i weź życie w swoje ręce, sam. Kiedyś musi się udać, tak się zdobywa własne „Nanga Parbat”.


Podobało się? Chcesz być na bieżąco z nowymi tekstami? Dołącz do mnie.

FACEBOOK GRUPA NA FACEBOOKU INSTAGRAM
  DAJ LAJKA DOŁĄCZ ŚLEDŹ MNIE

Kto pisze?

Adrian Kwiatkowski

Kiedyś Łodzianin, obecnie warszawski słoik a tak naprawdę Tomaszowianin. Towarzyski ale introwertyk, zły ale dobry. Po prostu chodząca sprzeczność.

Leave a Comment

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

/* ]]> */