Mam 32 lata, co oznacza, że jestem na etapie, w którym uważam się za jeszcze młodego, a jednocześnie, za starego. Właściwie wczesną trzydziechę można porównać do kebaba, koniecznie z sosami mieszanymi. Chcę żeby zapiekło, ale niekoniecznie drugi raz już w pierścień. Do tego 99% rzeczy, które były w stanie wywołać u mnie jakiekolwiek skrajne emocje, obecnie sprawiają tylko, że od czasu do czasu podniosę brew. Słuchanie rówieśników, którzy na każdym kroku powtarzają jak to im w życiu jest ciężko, sprawia że perspektywa pierdolnięcia meteorytu w planetę, z kategorii katastrofy przechodzi na coś co można byłoby określić zbawieniem. Jako trzydziestolatek jeszcze bardziej mam wrażenie, że moje pokolenie to emeryci, renciści i tetrycy. To trudne, tam źle, tu strzyka, tam jebie. No i do tego te wszędobylskie kurwy w ramach przecinka. Jakby pokolenie lat ‘90 oraz ‘80 cierpiało masowo na Touretta.
Jako pokolenie daliśmy się niemiłosiernie zrobić w chuja. Kto nie słyszał, że jak zrobi studia to go praca sama znajdzie? Generacja magistrów bez ambicji, dla których szczytem możliwości jest praca na taśmie, czy kasie fiskalnej. Nie żebym miał coś przeciwko, te zawody są znacznie użyteczniejsze społecznie niż moja praca reklamiorza. No ale gdzie w tej grupie podziały się jakiekolwiek ambicje oraz polot? Ja rozumiem, że w pewnym momencie koleżka o imieniu i nazwisku Kredyt Hipoteczny chowa już zabaweczki i ciao. Mimo wszystko żaden z tego argument. Cieniasy stękające, że mieszkanie za drogie, że matka wciąż mówi jak żyć, a jak trzeba pizzę zamówić telefonicznie, bo nie ma jej na pysznym, czy innym glovo, to pół godziny przygotowań do telefonicznego kontaktu z drugim człowiekiem. Potem triumf jakby jeden z drugim maraton pierdolnął na rękach, tyłem i trzymając między nogami rower. Co tam jeden, dwa rowery!
Petardy po 30, które obudziły się, że 80% kolesi jest zajętych, oraz że łobuz jednak nie zawsze kocha szczerze, więc lajpo pod okiem częściej niż 500+. Koleżkowie w garniturkach, odbywający videokonferencje w McD podczas sprzedaży odkurzacza, myślący że karta kredytowa to lek na całe zło. Niestety potem okazuje się, że te cyferki co tam się pokazują na minusie to trzeba spłacić. Jak ktoś w pracy powie Ci, że coś się spierdoliło, to pierwsza myśl brzmi: a to chuj, idę stąd.
Dzisiejsi trzydziestolatkowie są momentami takimi frajerami, że łykają jak ktoś im mówi, że nasze pokolenie nie ma szans osiągnąć tego co pokolenie naszych starych. Tylko co oni mieli? Furę za kartkę, flaszkę na kartki, przy odrobinie farta mieszkanie w bloku, który miał stać chwilę, a obecnie ma 40 lat. Owszem, współczesny dzieciór z przełomu lat 80/90’s jest często nieco ślamazarny, płaczliwy jak się zorientuje, że mama jednak nie usunęła wszystkich życiowych przeszkód i z niektórymi trzeba sobie samemu radzić. Ale nikt nie będzie miał szansy być pokoleniem analogowo-digitalowym. Poważnie, nie dziwi nas telefon z numerami wybieranymi za pomocą kółka, z drugiej strony wiemy co to email i jak się nim posługiwać. To jest tak dobre, że jak kiedyś okaże się, że trzeba CV odświeżyć, to chyba sobie to wpiszę.
Najważniejsze czego prawdopodobnie brakuje współczesnemu trzydziestolatkowi to świadomość, że po procesie “zajebiście byłoby zarabiać trochę więcej” powinien nastąpić etap “to pa tera”. Mamy wszelkie narzędzia i umiejętności, by to zrobić. Nabycie darmowej wiedzy na dowolny temat to pikuś. Jedyne czego nie możemy łatwo pozyskać to stalowe jaja. Nie chodzi mi tutaj nawet o to, że psychotropy wjeżdżają częściej u niektórych niż Zozole. Akurat moim zdaniem pójście do lekarza, zdiagnozowanie się, to niestety objaw wciąż dużej odwagi. Niestety, bo wciąż jeden kretyn z drugim myśli, że do psychiatry i psychologa to pierdolnięci chodzą tylko. Do tego przy tym wszystkim, jako pokolenie, mamy wyjątkową zdolność do zarażania ludzi smuteczkiem. Przez nas nasze dzieci będą jeszcze bardziej zesrane światem, mimo że jest on szeroko otwarty.
A przecież wystarczyłoby czasem, przynajmniej niektóre problemy wciągnąć jak tego kebaba z mieszanymi u Turka. Po prostu, wciągnąć i za 4h wydalić, relaksując się przy tym na TikToku. Takim fajnym pokoleniem byliśmy, trochę najebanym po 16 roku życia, a teraz już nawet to nas opuściło, bo pół litra wódki miota nami na drugi dzień jak szatan.