W pewnych kwestiach bywam typowym mężczyzną, ogólnie jestem nadzwyczajny i idealny, ale mam kilka typowo ludzkich cech. Do jednej z nich zalicza się skłonność do totalnej olewki swojego zdrowia. Czyli w tej kwestii jestem taki sam jak 90% mężczyzn w tym kraju, czy na świecie. Dzięki czemu łatwiej mi zginąć.
Ludzie giną przez różne rzeczy, jednych potrąci samochód, inni za żonę biorą sobie chemiczkę i pasjonatkę materiałów wybuchowych w jednym (nie mylić tego z okresem). Mało kto zwraca uwagę, że skutecznie skracamy swoje życie, a przy okazji atrakcyjność nie dbając o to co jemy. Naprawdę tak jest. Sam miałem w zasadzie gdzieś co spożywałem, uwielbiałem smak zupek chińskich, więc je jadłem, lubiłem BigMaca więc go jadłem częściej niż powinienem, no i mój tryb życia przez ostatni rok bardziej siedzący. Jednym słowem mimowolnie sam się zabijałem.
Na szczęście pojawiła się w moim życiu A. (znowu się będzie puszyć), moi znajomi spamują swoimi biegami i zdrowym jedzeniem (pozdro Edwin i Paweł!). Jakby tego było mało, Amica w zeszłym roku przysłała mi blender, który niby używałem, ale młodość to on przeżywa dopiero teraz. To wszystko zmotywowało mnie do zwrócenia uwagi na to co jem i czy chociaż odrobinę się ruszam. Nagle zacząłem omijać chipsy, słodycze – to akurat zrobiłem od ręki – przestałem chadzać na pizze, czy kebaby, w McDonaldzie kupuję w zasadzie tylko kawę. Zdecydowanie zmniejszyłem zbędną ilość tłuszczów w moim jadłospisie.
No i co z tego?
Efekty widać, już po 2 tygodniach, zdecydowanie lepiej się wysypiam, deszcz i wichury jakoś nie sprawiają, że chcę legnąć w łóżku niczym miś. Moje samopoczucie zdecydowanie się poprawiło i wydaję mi się, że robię w ciągu dnia dużo więcej rzeczy niż dotychczas. Poza tym zakochałem się w zmiksowanych owocach (rycerze ortalionu błogosławcie cytrusy!) z lodem, czy koktajlach mlecznych. Co najważniejsze moja waga również spada i to bez zbędnego wysiłku, a ten w prawdziwej formie dopiero przede mną.
Naprawdę zaczynam na nowo czuć, że żyję. Oczywiście mam przed sobą do pokonania jeszcze kilka problemów, m.in. przestawienie mojego apetytu, bo głód zazwyczaj łapie mnie w nocy i zdarza mi się jeszcze coś wszamać, zazwyczaj nic gorszego od kanapki z serem, no ale jednak. Jestem tylko cZŁOwiekiem, ale pracuję nad tym.
Pomyśl, czy Ty też nie powinieneś spojrzeć na to co zjadasz. Może warto coś zmienić i wydłużyć sobie życie? Przy okazji nie ukrywam, że piszę ten tekst by się dodatkowo zmotywować, a może przy okazji ktoś z was zna sposób na zabicie uczucia głodu w nocy?
Nie dajmy się zabić zbędnym kilogramom (kobiety powinny mieć krągłości, ale bez przesady) i nadwyżkom kalorycznym.
PS W tekście wspomniałem o prezencie od firmy Amica, ale artykuł w żaden sposób nie jest przez nich sponsorowany.
Łysy, dobrą opcją jest kisiel, albo pomidorki koktajlowe na zabicie głodu. Mało kalorii, makroskładniki też całkiem sympatyczne :). Wpadnij na bloga mojego w profilu znajdziesz link, a może dowiesz się czegoś nowego – o czym jeszcze nie wiedziałeś :)
Pozdro,
Pomidorki zastępują mi chipsy i jestem z tego faktu strasznie zadowolony. Kisiel, w sumie, ten szybki nada się?
Jasne, sprawdź sobie tylko makro. Najlepszy to byłby taki, który musiałbyś szpachelka zeskrobywać z kubka i łyżki, ale niestety takich już nie produkują :D. Każdy się nada. Tak jak pisałem wyżej, małe makroskładniki :-).
Serek wiejski, właśnie o tym zapomniałem, a to przecież podstawa low carb! Dzięki, a na bloga zajrzę w wolnej chwili.
Żeby nie jeść w nocy polecam spanie :D ewentualnie jedz późną, porządną ale zdrową kolecje to Cie na dlugo nasyci :)
Noc jest bardzo twórcza u mnie :P
Jedź przez dwa tygodnie regularnie, co 3 godziny. Ostatni posiłek staraj się serwować o tej samej porze np. 20:00 i potem już nic nie podjadaj. Jeżeli wytrzymasz dwa tygodnie i Twoja psychika to zniesie wejdzie Ci to w krew. Stanie się to Twoim nałogiem, a nocne podjadanie pójdzie w pizd@#$%
Idę na to.
a ostatni posiłek nie jest uzależniony w dużej mierze od tego, kiedy kładziemy się spać? Coraz częściej trafiam na opinie, że ostatni posiłek powinien być na 3 h przed snem. Niby na to by wychodziło, że ostatni posiłek można zjeść o 20…
To wszystko zależy o której wstajesz. Jeżeli wstajesz o 6:30 to:
– śniadanie jesz o 7:00
– drugie śniadanie 10:00
– obiad 13:00
– podwieczorek 16:00
– kolacja 19:00
Ale jak znam życie czasem obsuwa się trafi, ja toleruję taką do godziny i po 20 staram się nie jadać zakładając, że idę spać o 22/23. Jeżeli jest to późniejsza godzina albo dokładam jeden posiłek, albo wstaję później, aby wszystkie pięć przestawić. Wiem, brzmi strasznie, ale uczy systematyczności i co najważniejsze działa. :)
no to u mnie będzie ciężko trzymać się Twojego podziału. Wstaję o 6:30 (no ok, 6:40, bo z pierwszym budzikiem zawsze przegrywam…);
– śniadanie po 7:00,
– drugie śniadanie w pracy ok. 10:30,
– trzecie śniadanie ok. 13:30 (z reguły w pracy posiłkuję się kanapkami + przekąski w postaci bananów, jogurtów naturalnych);
– ok./po 17:00;
– kolacja 20:00/21:00 – w zależności o której skończę trening i kładę się po północy, bo kłaść się wcześniej, to imo strata tylu cennych godzin ;)
Ja za to szukam diety cud która sprawi, że przytyję ;)
Na zdrowie polecam wszelkie zioła najlepiej te suszone w opakowaniach, a nie ekspresówki :) Poza tym codziennie rano 30 min przed śniadaniem szklanka ciepłej wody z sokiem z połówki cytryny i ewentualnie łyżeczką miodu… zdrowe odżywianie uzależnia :)
Przytyć? Ogranicz ruch.
Nie działa. Dużo czasu przed komputerem spędzam i przy nauce. Niestety należę do tych którzy łatwo zrzucają a trudniej przybierają.. niektórzy nie wierzą i nie umieją sobie wyobrazić, że z tym drugim może być kłopot :D
W sumie to nie zazdroszczę Ci, nie widziałbym się w ciele np 60kg faceta.
oo mam ten sam problem, jem ile mogę ale za nic nie przytyję, a ruchu nie mogę ograniczyć. No i zdrowo to się raczej nie odżywiam bo mój jadłospis jest ograniczony do kilku rodzajów warzyw i owoców. I jak tu żyć? :P
Jak długo siedzisz po nocach to głodowanie nie ma sensu. Jak masz taki tryb życia, że rano możesz pospać a wieczorem i nocą TWORZYSZ, to dostosuj swój rozkład posiłków do tego. Nie zjada się nic ciężkostrawnego krótko przed snem, bo wtedy żołądek nie może spać, bo musi pracować. ;]
Standardowo – jeść mało a często. I wtedy można sobie pogrzeszyć nawet i z czekoladowymi batonikami. :D
Rano nie mogę pospać :D Ja po prostu nie czuję zbytnio głodu w ciągu dnia :D
Czytając tego posta około w pół do pierwszej w nocy kończyłem właśnie jeść kanapkę z serem… Czy przegrałem życie?
A tak już zupełnie poważnie, genialna sprawa taki blender. Aktualnie kiedy złapie mnie ochota na miksowane owoce czy owocowego szejka, muszę się męczyć wysłużonym już mikserem z doczepionym pierdolnikiem imitującym blender. Trzymam kciuki za twoje postanowienie ;)
No ten blender to bardzo dobra rzecz, szybko działa, myje się go chwilę, genialne :D
jeżeli jesteś głodny w nocy, to znaczy że jesz za mało. nie wiem, czy się odchudzasz, ale jeżeli nie, to zamiast zabijać głód lepiej go chyba zwyczajnie zaspokoić jedną ze zdrowych przekąsek, które normalnie spożywasz w ciągu dnia i lubisz.
Wolę chyba jednak nauczyć się go tłumić i przetrzymać do śniadania.
ale właściwie dlaczego? przetrzymywanie głodu godzinami zdrowe nie jest ;)
Bo gdy rano wstaję to głód wcale nie jest większy, więc moje nocne napady to raczej nie jest nadzwyczajna potrzeba organizmu.
Dla mnie, największa bolączką było pochłanianie słodyczy w turbo ilościach. Na całe szczęście teraz już jest dużo lepiej, co nie zmienia faktu, że długa droga przede mną. Staram się jeść o stałych porach i to też bardzo dużo daje. Na moje szczęście robienie frytek o 1 w nocy to już prehistoria (te uroki studiowania :D).
Też tak miałem z frytkami, ale opanowałem się D:
Od razu mi lepiej. ;)
Jeszcze chwila, a będziesz udostępniał ile przebiegłeś danego dnia i focie z Ewą Chodakowską…
Fajnie, nie? Jestem u siebie to mogę. Pamiętaj, że jak Ci się coś przestaje podobać to tego nie oglądaj. W przeciwnym razie jest to zwykły masochizm.
Cały czas zadziwia mnie to, jak wielu ludzi nie ma pojęcia o tym co je. Szukają magicznych diet i sposobów na szybkie efekty. A wystarcza niewielkie zmiany i odrobina konsekwencji.
Trzymam kciuki.
Ja dopiero wracam do Polski i muszę sobie trochę pojeść, ale potem się biorę :P
Ja z dnia na dzień postanowiłam, że odstawiam wszystkie chrupki (w tym niestety popcorn i nachosy). Było najtrudniej, bo o ile słodkie może dla mnie nie istnieć, o tyle słone uwielbiam. Już trzy tygodnie nie jem takich rzeczy i faktycznie czuję się lepiej. Może nie śpię lepiej, ale na pewno lepiej czuję się w ciągu dnia.
Od kilku tygodni też nie piję kawy. Na początku bardzo bolała mnie głowa, ale teraz naprawdę odczuwam wyraźną poprawę.
Nie robię tego, żeby schudnąć, a dlatego, bo pewnego dnia zdałam sobie sprawę z tego, ile śmieci spożywam.
Od poniedziałku ruszam z multisportem, obym miała dużo wytrwałości! :)
Uważam że lepiej jeść często , ale w małych ilościach , oczywiście o określonych porach :-) jeżeli chodzi o jedzenie wieczorem , powinno się jeść 3h przed snem , bez sensu jeżeli kładziemy się spać koło 23 a kolację jemy o 18 . Co do ugaszania głodu preferuję szklankę wody :-)
Mój blender philipsa zadowala mnie i na razie wystarcza, choć w naszym menu pojawiają się grzechy staramy się jadać zdrowo i różnorodnie (nieskromnie powiem, że po mnie to widać), jednak po raz kolejny podejdę do zmiany w wadze męża-nie chcę, żeby zszedł przede mną, bo kto przygarnie taką zołzę, jak ja?
Na noc jedz chudy twaróg, możesz go nawet zjeść o 1 w nocy. Jak nie będzie Ci smakować solo, to mieszaj go z owocami (maliny, jagody, itp), warzywami (rzodkiewka, szczypiorek) lub np. z kakaem naturalnym czy co tam lubisz, a nie ma tłuszczy i węglowodanów. Nie ma co się katować i nie jeść po 20, bo to nie o to chodzi.
Dobry wybór Adrian. Ja miałem często problemy z zębami. Od 2 lat nie słodzę herbaty, nie pijam kawy i coli i unikam jak mogę słodyczy. Zęby nie bolą :)
na nocne podjadanie u mnie działa woda, może być jakaś smakowa – cytrynowa – lepiej oszukuje. kiedy stwierdzam że już nie wypada jeść to trzymam obok otwartą butelkę wody i co jakiś czas popijam większe łyki kiedy pomyślę o jedzeniu – jeść się odechciewa a woda zawsze zdrowa ;)