Za pracę się płaci, to chyba oczywiste, prawda? Szczególnie gdy patrzy się z perspektywy osoby, która to zadanie wykonuję. Nie wyobrażam sobie aby ktoś szedł do pracy i po miesiącu zamiast wypłaty otrzymał wynagrodzenie w postaci dobrego słowa: „no spoko, dobrze, dałeś radę”.

Dlatego dziwi mnie czasem fakt, że gdy odmawiam znajomym zrobienie czegoś za darmo to stawiają oczy. Ja wiem, że pewne rzeczy robię dużo szybciej niż oni, dużo lepiej. Przyczyna jest bardzo prosta, nauczyłem się tego sam. Normalne jest więc, że za konkretną i wymagającą robotę oczekuję zapłaty. Nie mówię tutaj o przeinstalowaniu Windowsa czy podpompowaniu koła ale o prośby w stylu: stary zaprojektuj i ogólnie zrób mi stronę internetową, co? Przecież umiesz, żaden problem dla Ciebie. Charytatywnie to ja mogę się po głowie podrapać. Nie żebym był materialistą, bo nie raz całe dnie się kumplom pomagało na budowie, przy mechanice i innych takich rzeczach, ale umówmy się Instytucją zapomogową to ja nie jestem i na pewno nie każdy zasługuję na to by go bezinteresownie wspierać.

Jednak najbardziej dziwi mnie to samo zdziwienie u wielu firm, które piszą do mnie z propozycjami współpracy. Usiłują wcisnąć mi jakiś produkt w zamian za tekst na blogu, promocje na facebooku, twitterze i instagramie. Nie wiem skąd to przekonanie, że się podjaram darmową książką czy zniżką w sklepie. No kurwa, nie mam oporu by odrzucić ofertę finansową, która kompletnie nie pasuje do bloga bo:

a) nie ten target i moi czytelnicy (Wy) nie będą zainteresowani produktem;
b) mam osobiste wątpliwości co do firmy;
c) forma współpracy mi nie odpowiada;
d) 0 pożytku dla żadnej ze stron.

Za bardzo kocham swojego bloga by go sprzedać tanio lub za byle bzdet. Poza tym nie lubię wam serwować syfu, więc dlaczego miałbym się na to zgadzać? Najlepsze jest zdziwienie firm, którym odpisuję, że ta forma współpracy mnie nie interesuję bo oczekuję za to wynagrodzenia lub a-d. Jak to? Blogerek chcę hajsu? Nie wystarczą mu nasze przezajebiste próbeczki? Nie. Chociaż wiem, że są ‘blogerzy’ typu – dostaję próbki, testuję, ‘recenzuję’. Dla mnie jest to dno i kilometr mułu, a ja nie mam zamiaru zniżać się do tego poziomu. Nigdy nie ukrywałem, że mam aspirację podbić świat blogiem ale nigdy za cenę rozrywki, który mi on dostarcza. Takie ruchy zdecydowanie sprawiłyby, że poczułbym się jak najtańsza kurwa, z przekręconym licznikiem i ślizgiem jak tor bobslejowy.

Oczywiście jest kilka form współpracy, przy których pewnie zgodziłbym się podziałać bez wynagrodzenia ale póki co żadna do mnie taka nie napłynęła. Generalnie morał jest taki, że jak chcesz zlecić mi robotę to musisz zapłacić. Dlatego Ty też się nie bój zażądać za swoją pracę wynagrodzenia, nie jesteś instytucją charytatywną, za konkretne efekty, poświęcony na nie czas trzeba płacić.

Ja się nie sprzedam za pakiet zupek chińskich, jeśli blogerzy sprzedają się jak prostytutki to ja jestem w gronie najdroższych.

Kto pisze?

Adrian Kwiatkowski

Kiedyś Łodzianin, obecnie warszawski słoik a tak naprawdę Tomaszowianin. Towarzyski ale introwertyk, zły ale dobry. Po prostu chodząca sprzeczność.

Leave a Comment

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

/* ]]> */