Wielokrotnie na łamach bloga pisałem o tym jak ważne są marzenia, że trzeba dążyć do ich realizacji. Tym razem powiem Ci o drugiej stronie medalu, o tym jak marzenia sprawiają, że jesteś nieszczęśliwy i chcesz skakać z mostu.

O tym, że marzenia to rzecz ludzka nie trzeba mówić. Każdy coś chciałby osiągnąć, jeden preferuję nowe auto, inny chciałby zostać gwiazdą rocka a następny pragnie dostać cycki na snapchacie (mój snapchat: szczwanydzony ]:->). Zazwyczaj kończy się na myśleniu co by było gdyby. Gdzieś dalej nakładające się niezrealizowane pragnienia doprowadzają nas do depresji. Tak wiec w tych teoretycznie rozwiniętych krajach ludzie popełniają samobójstwa ,a Buszmen latający w wielkiej trawie, z dzidą, za guźcem, ma całkowicie wyjebane i jest szczęśliwy. W tym samym momencie Ty siedzisz klikając na kanał 215 swojej kablówki, wpieprzasz pudełko lodów, odpalasz klimatyzację i pogrążasz się w myślach, które mówią Ci jaki ten świat jest straszny i brutalny. Oczywiście największym problemem, który może Cię w tej chwili spotkać to brak Internetu i facebooka. No kurwa… a Ty i tak będziesz rozpaczać.

Najgorsze jest to, że krzywdę robisz sobie sam. Marzysz, myślisz co by było gdyby ale nic nie robisz w tym kierunku. Doskonale wiem o czym piszę, sam miałem okres, w którym głowę to ja miałem w chmurach (albo w dupie), ogarnąłem się dopiero gdy dostałem (w przenośni) prętem w łeb. Jak spadnie się z tych chmur, rozbije się japę o ziemię, która jest tak samo twarda jak ta na czarnym lądzie to człowiek zauważa, że myśleć to jedno a mieć to drugie.

Problem tkwi też w samych marzycielach, nie mierzą oni sił na zamiary. Jasne, też marzę o Lamborghini czy Ferrari, ale do jasnej cholery, po kolei. Skupmy się na tym co jest bliżej, na tym co jest osiągalne tu i teraz. Dopiero potem niech zajdzie ta ewolucja pozwalająca krok po kroku dojść do tego Lambo.

Od małego wpaja się nam, że ciężką pracą i poświęceniem można osiągnąć wszystko. Gówno prawda. Chociaż strasznie lubię oglądać rozpierduchy robione przez zespoły rockowe, zazdroszczę im atmosfery na koncertach, setek fanek w sypialni i masę cycków pod sceną, chociaż marzę by to przeżyć dokładnie w takim wydaniu to żadna ciężka praca mi tego nie zapewni. Dlaczego? Bo kurwa nie umiem śpiewać. Wniosek? Każdy z nas ma pewne ograniczenia i trzeba się z tym pogodzić, dlatego z gwiazdy rocka przerobiłem się na blogera, przerobiłem swoje marzenia na takie, które są osiągalne. Niekoniecznie proste w realizacji ale znajdują się w moim zasięgu. Czy to nie jest proste i piękne?  Jeszcze jedno, jeśli czegoś nie uda Ci się zrealizować to nie rozpaczaj, nie urodził się taki, który dokonał w życiu wszystkiego o czym marzył.

Kto pisze?

Adrian Kwiatkowski

Kiedyś Łodzianin, obecnie warszawski słoik a tak naprawdę Tomaszowianin. Towarzyski ale introwertyk, zły ale dobry. Po prostu chodząca sprzeczność.

Leave a Comment

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

4 komentarze

  • Żeby zostać gwiazdą rocka, nie trzeba umieć śpiewać, szczególnie będąc facetem, Kazik też nie umie śpiewać, cała masa hiphopowców ma głosy jakby przeszli jakąś chorobę krtani, a mają swoje koncerty, cycki itd. No i nie trzeba być przecież akurat wokalistą w zespole. Wszystkie osoby, każda jedna, która została gwiazdą muzyki, tylko tym różnią się od osób, które marzyły o tym i nimi nie zostały, że ci, którzy tylko marzyli, nic nie zrobili, by rzeczywiście pójść tą drogą. Wybierają raczej właśnie to, co bezpieczne i wydaje się być w ich aktualnym zasięgu, a pewnego dnia siedzą i wypisują z frustracji w internecie jakie to marzenia są do dupy i jak trzeba się z tym pogodzić. Lubimy sobie sami podcinać skrzydła :) Trochę to kwestia wychowania, właśnie mało jest takich rodzin, gdzie dzieciom od małego wpajane jest, że realizacja marzeń jest fajna i warto iść nawet wariacką drogą, ale swoją własną.

/* ]]> */