Wielu autorów blogów wydaje książki. Sam fakt, że ludzie piszą i próbują mi się podoba, zawsze temu kibicowałem. Dlatego zacząłem się zastanawiać jakby wyglądała moja książka, kogo i dlaczego by tak bardzo bolała.
Pierwszą osobą, która by ucierpiała to ta odpowiedzialna za korekcje, pełno braków w ogonkach a z drugiej strony ich nadmiar, literówki, czasami niespotykanie słaby szyk zdania. To ostatnie wynikałoby pewnie ze zbyt dużej ilości alkoholu we krwi. Spróbowałbym być jak Witkiewicz ale ten zwykł pisać po ćpaniu (i o ćpaniu), więc mógłbym być jego wersją lite po piwkach.
Kolejnym poszkodowanym naturalnie byłby człowiek odpowiedzialny za wydruk okładki. Zapewne upierałbym się, że sam ją zaprojektuje, projekt zmieniałbym co godzinę a ten człowiek by się tylko na mnie wkurwiał. Zapewne pierwszym wydrukowanym egzemplarzem wypierdoliłby mi w ryj, zrozumiałbym.
Czytelnicy? Nie, oni byliby zachwyceni – tak sobie wmawiam. Przecież większość z nich pochodziła by stąd, z tego właśnie bloga. Mieliby już wyrobione nawyki, wyczuliby odrobinę sarkazmu, nie irytowałoby ich moje miejscami wysokie ego. Poza tym pierwsza książka byłaby na pewno odzwierciedleniem bloga, tylko inaczej. Byłoby dużo o ludziach, w zasadzie tylko o nich, bo lubię ludzi obserwować, wyciągać wnioski i opisywać je. Pewnie nie zabrakłoby w tym wszystkim alkoholu (już drugi raz o nim wspominam…), seksu i moich dziwnych teorii, które niekoniecznie wszystkim się podobają. Cóż, każdemu dookoła dobrze nawet prostytutka nie jest w stanie zrobić, więc ja nawet nie będę próbował.
Sama myśl o tym, że mógłbym chociaż napisać książkę jest mega satysfakcjonująca, tak przyjemna. Pewnie dlatego nigdy tego pragnienia nie zrealizuję, nie chciałbym żeby w praktyce okazało się, że to katorga, męczarnie i tony wkurwienia. No bo co będzie gdy stracę wenę, gdy mi się nie będzie po prostu chciało? Będę w połowie to przecież nie jebnę tego w kąt, będę się męczył i zamiast spełnienia marzeń zafunduję sobie obóz pracy. Jednak gdybym kiedyś się zdecydował to jakby mógł wyglądać początek tej książki?
Za górami za lasami gdzie ludzie są frajerami
Po co tak właściwie ludzie są ze sobą? Po co szukają kogoś do pary? Mówi się, że potrzebujemy wsparcia, że jesteśmy zwierzętami stadnymi, że kochamy i chcemy być kochani. Pewnie jest w tym wszystkim dużo prawdy ale ja mam inną teorię. Mężczyzna szuka kobiety przede wszystkim po to by zaliczyć, by móc się pochwalić przed kolegami swoim trofeum. Potem gdzieś na tle są dzieci, rodzina, generalnie kobieta pełni rolę zdobyczy i (przynajmniej) na początku jest też formą terapii. Gdy taki samiec już wyrwie, usidli naprawdę atrakcyjną kobietę to każde spojrzenie na nią przypomni mu gdzieś z tyłu głowy pewne zdanie „kurwa, dobry jestem, niezła z niej dupa”. Mężczyzna szuka też kumpli, ta relacja też jest niewątpliwie swego rodzaju związkiem. Kumpel często w młodych, dzikich latach życia ma większą rolą jak ta jedyna. Twój przyjaciel przytrzyma Ci łeb w kiblu przy rzyganiu, potem Ci wypierdoli jak przegniesz pałę, bez Twojego polecenia będzie wciskał kit dziewczynie, z którą się spotykasz, że nocowałeś u niego i wcale nie byłeś w klubie. Poza tym kumpel wie, on nie musi zadawać miliona pytań, nie interesuję go jak się czujesz i o czym myślisz. Wie, że jak będziesz miał problem to mu powiesz a wtedy on Ci pomoże, na pewno to zrobi bo w przeciwnym wypadku szlag go trafi.
Kobieta, po co ona szuka partnera? Na pewno w dużej mierze szuka wsparcia i nie dlatego, że jest słaba, bo nie jest tylko dlatego, że będzie jej wygodniej mieć pod ręką kogoś komu będzie mogła przynajmniej raz dziennie zafundować godzinną paplaninę o rzeczach całkowicie nieistotnych. Poza tym samice lubią władzę, kochają pieniądze. Obie te rzeczy są zapewniane przez mężczyzn. Władza nad facetem jest oczywista, ten z czasem zrobi wszystko by mieć święty spokój by wreszcie się odpierdoliła i dała mu obejrzeć ten mecz. Pieniądze? No cóż ile razy to słyszałem, że facet to chodzący bankomat. Tak wiem, feministki i cała reszta to samodzielne, samowystarczalne kobiety i zaraz mnie zlinczują za moje słowa. Przecież one tak naprawdę nie potrzebują mężczyzn no bo po co? W zasadzie to proponuję im nie czytać tego dalej, bo szczerze szlag mnie trafia jak wysłuchuję tego bełkotu jak to cywilizacja byłaby lepsza bez mężczyzn. Jednak wracając do głównego nurtu zagadnienia, którego się podjąłem to całą swoją wiedzę na temat dlaczego kobiety szukają partnerów na stałe przekazałem w kilku powyższych zdaniach. Więcej nie wiem, nie wiem czy jakikolwiek inny mezczyzna wie coś więcej, nie wiem czy one same mają pojęcia dlaczego to robią.
Swoją drogą niektórzy zamiast szukać partnera kupują psa albo kota. Też wchodzi do łóżka i jego oddech z rana może być niezbyt ciekawy. Częściej okazuje radość gdy przekraczasz próg drzwi w domu, poza tym zwierzak jest tańszy w utrzymaniu i jak go zjebiesz to nie udaje, że nie wie za co. Doskonale sobie wtedy zdaje sprawę co nabroił i chociaż potem tak samo jak człowiek ma to w dupie to przez krótką chwilę wiesz, że rozumie. Poza tym kobiety mają jeszcze jeden argument żeby kupić psa, jemu szybciej wytłumaczysz żeby nie lał w domu jak nauczysz faceta opuszczać deskę. Serio dziewczyny, to nie ma sensu, odpuśćcie.
Jeśli ten fragment Ci się spodobał to masz problem, więcej nie ma. Natomiast gdy uznałeś, że to kawał obleśnego syfu to mam dla Ciebie dobrą wiadomość, więcej nie ma.
I rzekła czytelniczka przeczytawszy tekst: „Zacne Twe słowa, kontynuuj Panie”.
od tego zdania zacząłbym książkę i zadedykowałbym ją Tobie.
Trzymam za słowo.
Kiedy ta książka ?
ja nic nie wiem.
„Mężczyzna szuka kobiety przede wszystkim po to by zaliczyć, by móc się
pochwalić przed kolegami swoim trofeum. Potem gdzieś na tle są dzieci,
rodzina, generalnie kobieta pełni rolę zdobyczy i (przynajmniej) na
początku jest też formą terapii. Gdy taki samiec już wyrwie, usidli
naprawdę atrakcyjną kobietę to każde spojrzenie na nią przypomni mu
gdzieś z tyłu głowy pewne zdanie „kurwa, dobry jestem, niezła z niej
dupa”.
Nie ukrywam, że troszkę mnie zmartwiłeś powyższym fragmentem. Naprawdę na pierwszym miejscu jest ruchanie i chwalenie się przed kolegami?? Ja rozumiem, że wzrokowcy, że seks itd., ale czy naprawdę facetowi nie świta czasami na widok pięknej, interesującej, inteligentnej i miłej kobiety „byłoby fajnie spędzać z nią czas? bawilibyśmy się dobrze w swoim towarzystwie (bez podtekstów)” albo „może byłaby dobrym materiałem na matkę moich dzieci” lub ewentualnie „fajnie byłoby się budzić przy niej każdego dnia”? Tylko baby mają takie myśli??
Naprawdę nie dostrzegasz w tym groteskowego przedstawienia rzeczywistości? Mężczyźni też mają takie myśli, choć może nie w takim stopniu co kobiety. Owszem, część z nas w ogóle nie dorasta, pozostaje wiecznym nastolatkiem, ale większość z nas w pewnym momencie dojrzewa do czegoś takiego, tylko jednym zajmuje to mniej, innym więcej.
kolega wytłumaczył wszystko, nie ma co dodawać :)
Myślałam, że chociaż raz było poważnie… :)
było nie raz i nie raz jeszcze będzie poważnie
Szczerze.. kiedy to przeczytałam, pomyślałam: niby na jaja, ale czy na pewno..?? Może jednak jest w tym sporo prawdy… Bo w tym, co dalej piszesz o kobietach, też uważam, że jest ziarnko prawdy. Oczywiście patrząc jak realistka, a nie jak człowiek żyjącą naiwnymi ideałami.
jest w tym ziarno prawdy ale dość mocno przerysowane.
Ogólnie to książka byłaby ok, ale jakie TY kobiety spotykałeś, że sądzisz, że lecimy na kasę? Pieniądze- ważna rzecz, ale przecież też mamy rączki i coś między uszami, co nazywa się mózgiem i możemy zarabiać:P Miło jednak będzie, kiedy wydatkami będziemy się dzielić, bo chyba na tym to polega, no albo ja jestem z innego świata :D I nie „linczuję” Cię, nie czuję się jakoś urażona tylko szkoda, że masz takie zdanie. Nie, nie jestem feministką, nie jestem samowystarczalna :)
A ja powiem tak: racja, pieniądze to nie wszystko, ale no nie czarujmy się… Przysłowiowy gołodupiec, jaki by cudowny nie był w innych względach, po pewnym czasie zaczyna męczyć i nie daje poczucia komfortu. No chyba, że kobieta zarabia krocie i potrzebuje bardziej maskotki niż faceta. Wiem z autopsji, że w pewnym wieku (nie, nie mam 40 na karku, mam 25 lat) zaczyna się patrzeć również z innej perspektywy. Kiedyś, gdy byłam jeszcze szczęśliwą i mało świadomą nastolatką, faktycznie nie brałam aspektów finansowych pod uwagę, jednak z czasem (pod koniec studiów) u ówczesnego partnera zaczęło mnie to drażnić, że wiecznie musiałam stawiać. Nie czułam się bezpiecznie, bo nie wiedziałam, czy kiedykolwiek będzie mi w stanie zapewnić byt. Obecnie bardzo doceniam to, że mój facet pracuje, zarabia jak na obecne realia sporo (tyle, że wyżylibyśmy z jego pensji, gdyby było trzeba) i może sobie pozwolić chociażby na prezent czy postawienie czegoś, kiedy ja jestem w dołku finansowym. Nie, nie lubię, kiedy mi stawia, nie zależy mi na drogich prezentach itp. Po prostu bardzo doceniam fakt, że w razie potrzeby nie muszę myśleć za nas dwoje, a zdać się na niego.
P.S. Czytałabym Cię Kwiatku, w wersji papierowej też :D