Kończysz szkołę, matura za Tobą, nawet udało Ci się ją zdać, postanawiasz wyjechać na najbardziej szalone 4 dni w Twoim życiu, bo resztę wakacji będziesz zbierał szparagi u Helmuta. Na czas wyjazdu przerywasz nawet swoje już (!) czterodniowe wyzwanie fit, trzeba przecież odpocząć w cieniu kebabów i gon bao z ryżem. Co ciekawe pierwszy raz spakowałeś się przed wyjazdem, zabierasz 200zł, które dostałeś od Babci za skończenie szkoły średniej – względnie wykradasz je z jej portmonetki – dwie pary spodenek, 3 t-shirty, jakieś gatki, skarpetki będziesz prał w morzu, bo przecież tam jedziesz.  Jako typowy przyszły mieszczuch, który dopiero co oderwał się od wideł z gnojem, kupujesz bilet przez Internet, to takie nowoczesne, gnasz na pociąg, by przeżyć swoją przygodę życia.

Podjeżdża Twoja lokomotywa, szukasz prędko wagonu 14 i miejsca 016, bo to przecież przy oknie, takie właśnie chciałeś. Wchodzisz do przedziału, siedzi w nim drobna blondynka, całkiem ładna, zgrabna i zaczytana w książce, więc nawet nie zwraca na Ciebie uwagi, w tym momencie możesz przestać prężyć swoje muskuły. Wrzucasz swoją walizę nad łeb i siadasz. Nie mijają 3 minuty, otwierają się drzwi Twojego przedziału, wchodzą do niego dwie dziewczyny. Ni to ładne, ni to pachnące, no po prostu ni chuja, jakby to powiedział polski robotnik. Po szybkim wsłuchaniu się w to co między sobą mówią, masz pewność, że to nie jest Polski, chociaż maturę z angielskiego zdałeś to nie jesteś przekonany czy to ten język, a może bulgarski? Chybił trafił, nie dogadasz się i tak, nawet nie dlatego, że twój ponglish jest równie poskładany jak Wigry 3 po zderzeniu ze Starem, one po prostu nie znają angielskiego, lub udają, że nie znają.

Pociąg rusza, Twoje podniecenie wzrasta, i chuj, że do docelowej stacji jest 400km, a Ty masz w przedziale dwa ludzkie wągliki, cieszysz się, że odważyłeś się na taki ruch, wyobrażasz sobie te wszystkie kobiety w bikini na plaży. Po jakiś 10km, gdy Twój organizm przyzwyczaja się do zapachu, lub po prostu otwarte okno go wygnało, zastanawiasz się co ze sobą zrobić, telefonem się nie pobawisz, przecież masz w nim bilet, który trzeba mieszczańsko pokazać konduktorowi jak przyjdzie, poza tym gdy się zgubisz to bez niego zginiesz, a gniazdka do ładowania standardowo nie widzisz. Myślisz nawet przez chwilę o piwie, które masz spakowane w torbie, no ale nie wiesz, czy Cię ktoś z obsługi pociągu nie wypierdoli, czy towarzyszki podróży się nie wściekną, rezygnujesz, jaja chowają Ci się do brzucha. Jedyną rozrywką jaką masz to podglądanie długich nóg blondynki, którą zastałeś na starcie w przedziale, oraz liczenie stacji, które rozstały przejechane. Wreszcie przychodzi konduktor, już się napalasz, że wyskoczysz z biletem w telefonie, a tu psikus. Współtowarzysze podróży, nawet te dwa śmierdziuszki, mają ten sam patent, Twój jedyny sposób na zwrócenie na siebie choć odrobiny uwagi przepadł, mógłbyś puścić cichacza i blondynce sugerować, że to sprawka dwóch wąglików, ale zbyt duże ryzyko, rezygnujesz. Przy okazji całą pulę zgarnęły dziewczyny, które mówiły w  nieznanym dla Ciebie języku, okazało się, że całkiem spoko kumają polski i ich miny, gdy pod nosem mówiłeś sobie „co za jebiące wieśniary” nie były przypadkowe. No nic, w dalszej podróży będzie towarzyszyć Ci drobne uczucie zdenerwowania zmieszane z zażenowaniem, witajcie wakacje.

Kto pisze?

Adrian Kwiatkowski

Kiedyś Łodzianin, obecnie warszawski słoik a tak naprawdę Tomaszowianin. Towarzyski ale introwertyk, zły ale dobry. Po prostu chodząca sprzeczność.

Leave a Comment

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

/* ]]> */