Ten weekend spędziłem w Poznaniu, wraz z A. postanowiliśmy wybrać się do kina, należało tylko wybrać film. W zasadzie wszystko kręciło się wokół dwóch tytułów „Snajpera” oraz „Disco Polo”. Szczerze mówiąc ten pierwszy skreśliłem ja, przeczytałem dwa razy książkę o głównym bohaterze i nie chciałem się zawieść, dlatego wybraliśmy polską komedię, czy było warto?

„Disco Polo” nie ma nic wspólnego z ukazaniem genezy tego gatunku muzycznego, w zasadzie jeśli ktokolwiek liczył na jakiekolwiek fakty z tego światka w filmie, to prawdopodobnie się zawiedzie. Oczywiście na dużym ekranie widać masę gadżetów i spraw kojarzonych z latami ’90, tony cekinów, układy i układziki, interesy na flaszkę, pojawił się nawet dziki zachód, który o ile mnie pamięć nie myli był wówczas popularny, ale to wszystko razem jest nieco zbyt bardzo napompowane, do mnie to niezbyt trafiło.

Film jest nagrany niczym teledysk z tamtych czasów, kiczowato i groteskowo, chociaż nie mogę napisać, że bez ładu i składu. Muzyka i dialogi, no cóż wszystko mocno kręci się wokół tematyki disco polo, więc musi być prosto, czasami wręcz prostacko i wulgarnie. Próżno tu się doszukiwać wysublimowanych dialogów, wypieszczonych kwestii ale umówmy się, nie taki był zamiar reżysera. Jeśli jest śmiesznie to zazwyczaj za sprawą bluzgającego Daniela Polaka, granego przez Tomasza Kota, który co chwilę chcę kogoś ‘zapierdolić’. To miało być kurwa w dupę jego mać proste kino, kiczowate, tak jak kiczowate były teledyski disco polo. Gra aktorska jest niezła, na pewno w wykonaniu Kota – którego moim zdaniem ostatnio jest nieco za dużo, oraz Ogrodnika, który dał się poznać wcześniej m.in. jako Rahim w „Jesteś Bogiem”.  Wspomnę jeszcze, że warto przyjrzeć się jednej trzecioplanowej roli, granej przez Bartosza Bielenia. Wciela się on w postać psychopatycznego blond zabójcy i wychodzi mu to nadwyraz dobrze.

„Disco Polo” jest fajne w momentach gdy leci muzyka, nie żebym ją specjalnie lubił, ale przy pełnej sali zawsze znalazło się kilku wariatów, którzy robili chórki, bądź klepali choreografię do tego co aktualnie znajdowało się na ekranie. To chyba jedyny film, w którym popieprzona widownia jest wręcz wskazana, bez niej moim zdaniem nie idzie tego obejrzeć, a już na pewno nie w chwilach gdy wątek fabularny się nieco wydłuża i nie można ponucić sobie „jesteś szalona” pod nosem. Ten moment jest przerażający, naprawdę, wtedy człowiek zastanawia się kiedy będzie koniec oraz gdzie są najbliższe drzwi.

 

Chociaż w filmie jest sporo ukrytej ironii to czasami odnosiłem wrażenie, że na siłę starano ukazać się jakiś wyrośnięty artyzm disco polo, może nie porównywano go do Zepellinów, ale zabrakło mi tutaj jasnego sygnału, że to wszystko są jaja, mam w tej kwestii niedosyt.

Nie myślałem, że doszukam się w tej produkcji drugiego dna, spodziewałem się kiczu, przy którym widzowie na sali będą śpiewać hity lat ’90 o czym zresztą pisałem przed seansem na swoim facebookowym profilu.

Tak też właśnie było, dlatego nie czuję się zawiedziony. Nastawiłem się na proste kino, które chwilami przerosło mnie swoim prostactwem, ale jako całość wyglądało na tyle schludnie, że pomimo kiczowatości i dla mnie jednak wciąż egzotycznej tematyki wytrwałem i dałem radę to obejrzeć. Z sali kinowej nikt nie wyszedł, sporo osób wczuło się w klimat, cóż przecież film jest skierowany głównie do fanów disco polo i im ten film sprawi zapewne sporo frajdy. Reszta może wybrać się na niego z ciekawości, byle szybko, póki sale kinowe są w miarę pełne, bo w 10 osób nie będzie się dało tego obejrzeć, przynajmniej nie na sucho.

Kto pisze?

Adrian Kwiatkowski

Kiedyś Łodzianin, obecnie warszawski słoik a tak naprawdę Tomaszowianin. Towarzyski ale introwertyk, zły ale dobry. Po prostu chodząca sprzeczność.

Leave a Comment

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

4 komentarze

  • Sam film mógłbym określić jednym słowem „spoko” nie był jakoś specjalnie wybitny, miło się go obejrzało, ale raz i wystarczy. Zastanowiła mnie jednak jedna kwestia, cały film zrobiony został tak, jakby rewolucja Disco Polo miała miejsce w czasach współczesnych a nie te 15-20 lat temu stanowi formę jakby retrofuturystycznej wizji jak mogłaby historia wyglądać współcześnie. Fakt, trochę dziwi to, że brak jest jasnych sygnałów sugerujących, że forma ta ma jedynie założenia humorystycznego przedstawienia tej historii przez co widz może odnieść wrażenie jakby muzyka disco polo była uznana za Twór wysokich lotów.

  • właśnie się zastanawiam czy na to iść. Chciałam to obejrzeć by zobaczyć historię owej muzyki, jak to się zaczęło i w ogóle, ale jak mówisz, że tam nie ma żadnych faktów to już mam mieszane uczucia.

  • Hmm sorry, ale chyba zupełnie nie zrozumiałeś o czym jest ten film.
    Wiem że opinie są różne, ale tu nie chodzi o odbiór wprost tego, co się widzi na ekranie.
    Zwróciłeś uwagę, że tam jest non stop muzyka jak z Alicji w Krainie Czarów, albo innego mocnego kostiumowego filmu, muzyka grana przez sporą orkiestrę?
    To jest wariacka opowieść typu Baron Munchausen, z totalnym absurdem i odjazdem w szuwary. Zdjęcia są kręcone tak, że chyba nie widziałem innego polskiego filmu tak nakręconego, zalatuje hollywood.
    Jeśli ktoś ocenia, bo za długo było Jesteś Szalona, czy czuje zakłopotanie, bo już nie wie czy to były naprawdę lata 90-te, to znaczy że jest nie tym, dla kogo film był robiony…
    Austin Powers i odjazd Munchausena…

/* ]]> */