Orkan Ksawery oddalił się, buda mojego psa nie potrzebuje obstawy z kamieni i łańcuchów, kabla od internetu mi nie urwało, mogę napisać kolejny wpis. Dzisiaj muzycznie, bardzo muzycznie, o tym że historia lubi się powtarzać, o tym  że stare nawyki ciągle tkwią w ludziach.

Moja świadoma przygoda z muzyką, czyli taka gdzie sam decydowałem czego chcę słuchać zaczęła się od muzyki klubowej. Podłapałem bakcyla od brata, wujka i kilku innych osób, słuchałem nałogowo 666, Scootera, Gigi D'agostino, Eiffel65, gdzieś tam po drodze wpadały inne gatunki ale klubowe brzmienia były zawsze obecne wokół mnie. Miałem wtedy kilka lat, to była końcówka lat '90 i początek lat '00, chłonąłem to godzinami a gdy ktoś mówił obok mnie Pink Floyd zastanawiałem się o czym mowa, nowy film a może jakaś gra, o której nie wiem? Nie ukrywam, że byłem zamknięty w hermetycznym pudle, które łamało żebra basem. Gdzieś oczywiście w między czasie poznałem trochę inne gatunki, chociażby rap za sprawą Cypress Hill czy 3xKlan, spodobało mi się i to był początek mojej muzycznej ewolucji.

Muzyka klubowa zaczęła ustępować, pojawił się rap zza oceanu, który został mi wszczepiony przez kuzyna, polskich wykonawców poznawałem sam, tak trafiłem na wcześniej wspomniany 3xKlan, później Paktofonikę, Tedego czy Kalibra. W ten sposób zmieniłem swoje upodobania muzyczne na słowa rymowane, niektóre kawałki oferowały genialny tekst a inne doskonałe bity, zaczęło to dominować do tego stopnia, że muzykę klubową słyszałem tylko gdy puścił ją głośniej mój brat. W technikum moja miłość do rymów wzrosła jeszcze bardziej, zaczęły się pierwsze koncerty, jeździliśmy z chłopakami na O.S.T.Ra, DonGuralesko, Pezeta, Fokusa, Rahima i całą resztę śmietanki. Nigdy nie zapomnę tego ciśnienia przed pierwszym koncertem, tej wymiany Viktorii wzniesionych do góry z chłopakami z Molesty o 4 nad ranem, to było przeżycie którego nie potrafię opisać słowami. Moja przygoda z rapem trwa nieprzerwanie do dziś, jestem wybredny dlatego połowa polskiej sceny i 3/4 amerykańskiej do mnie nie trafia, gdy ktoś mówi przy mnie, że Lil Jon to najlepszy raper świata myślę tylko – tu się jebnij.

Jednak poznając to nowych ludzi zacząłem poznawać nową muzykę, dlatego na etapie technikum przyswoiłem do siebie punka, rocka, metal w kilku odmianach i inne, stałem się bardzo tolerancyjny muzycznie, otwarty na każdy rodzaj muzyki. Wraz ze znajomymi udałem się na swoje pierwsze koncerty, które nie były rapowe. Jednak mój ubiór był wyrwany z blokowiska, szerokie spodnie, bluza z kapturem, buty skate'y a dookoła wszyscy z koszulkami Slayera, Children of the Boodom, na głowach długie włosy, na nogach trampki bądź glany. Chwilę później w Płocki przeżyłem swoje pierwsze pogo, wpadłem w tych ubraniach do grupy punkowców i metali, ich mina na mój widok była bezcenna, pewnie myśleli sobie – czego do chuja ten gościu tutaj szuka? Ućpał się i pewnie imprezy pomylił. Zacząłem pogować, nie ukrywam że czułem się trochę jak cel numer jeden, tak jakbym musiał zasłużyć na szacunek wszystkich dookoła, jednak śmiało wpadałem, nie bałem się, poczułem klimat, złapałem haczyk. Gdy przyszedł czas na ścianę śmierci nie zastanawiałem się ani chwili, poszedłem, dostałem tak po mordzie z łokcia od kogoś, że zobaczyłem przed oczyma gwiazdki niczym z kreskówek. Niespecjalnie się przejąłem, szczególnie że w pogo latały dziewczyny, które sięgały mi do pasa. Było dobrze, spodobało mi się, można powiedzieć że się wręcz zakochałem w tego rodzaju muzyce.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Potem przyszedł dubstep, trafiłem na ten gatunek przypadkiem i o dziwo nie dzięki hipsterowi w długich włosach, który nazywa się Skrillex. Pierwszym wykonawcą, którego poznałem był Borgore. Następnie drążąc temat trafiłem na mieszankę dubstepu i rapu, w ten sposób dotarłem do gatunku zwanego Grime. Najbardziej znanymi przedstawicielami tego gatunku według mnie są chłopaki z grupy Dope D.O.D, łapię przy ich muzyce niezłą wczuwe. Co by nie powiedzieć dubstep i jego wszystkie pochodne sprawiły, że na nowo zacząłem słuchać odrobinę muzyki klubowej, raz na jakiś czas odpalałem stary hit pokroju KlubHeroes – Poco Loco. Gdzieś tam jednak przyszedł pamiętny dla mnie koncert Green Day oraz Woodstock.

Właśnie festiwal odbywający się w Kostrzynie nad Odrą był właściwym początkiem przypomnienia sobie o muzyce, od której zaczynałem świadome słuchanie. Jak to możliwe, że na imprezie pełnej punków i innych 'brudasów' pomyślałem o muzyce, której słucha się w klubach? Wystarczyło sobie przypomnieć Goorala czy poznać Kirila Dzajkovskiego. Różnorodność muzyki, z którą ma się styczność na tym festiwalu jest wręcz przytłaczająca a ja to lubię bo żyje muzyką. Dzień zaczynam od niej i nią kończę.

Po powrocie zacząłem odsłuchiwać stare kawałki, szukać nowych, czegoś co obecnie jest na czasie. Udało się, aktualnie słucham tych wszystkich gatunków, staram się być obytym w aktualnościach nie zapominając przy tym o klasykach, które należy znać. Jednak muzyka klubowa mocno wróciła do mojej playlisty, na tyle skutecznie abym mógł pomyśleć o jakimś dużym festiwalu, na kktórym mógłbym wydobyć z siebie wszystkie emocje związane z basami łamiącymi żebra. Sunrise jest ciekawe, fajna polska impreza, była moja siostra z chłopakiem i sobie zachwalają, wybrałbym się, ale dziś gdy posłuchałem godzinny występ Dimitri Vegasa & Like Mike'a z tegorocznego Tommorowland to uznałem, że to jest impreza na którą chciałbym koniecznie pojechać, zresztą oceńcie sami (mnie momenty 17:00 oraz 31:00 i urzekły).

Muzyka klubowa wróciła do moich łask, co jest dla mnie dowodem na to, że jestem już w pełni dojrzałym słuchaczem. Rozumiem to co wykonawca usiłuję przekazać w swoich utworach, przecież słuchowiska, punkowe kawałki, rap nawiłki i inne mają przekaz, musisz wiedzieć co muzyk chcę Ci dać poprzez swoje dźwięki. Jeśli nie wiesz to nie dojrzałeś muzycznie, jesteś jeszcze niedorozwinięty w tej kwestii.

W moim przypadku historia zatoczyła koło, muzyka od której wszystko się zaczęło, wróciła do mnie niczym bumerang, to dobrze, bo to co dobre powinno zostać. Nie da się żyć samym AC/DC, Pink Floydami, Sedesem, Włochatym, Fokusem, Abradabem czy Tupaciem. Klubowe rytmy też potrafią rozbujać, wywołać masę emocji a jeśli uważasz, że to tylko głupie i proste do stworzenia dźwięki to masz do tego prawo, tak samo jak ja mam prawo uznać, że jesteś idiotą. Szanujmy muzykę, nie negujmy nikogo za to czego słucha, nawet fanów Biebera, ludzi zawsze można omijać prawda? My sami jednak nie zamykajmy się na jeden czy dwa gatunki muzyczne, to przecież takie smutne a tyle pięknej muzyki zostało jeszcze do odkrycia.

Kto pisze?

Adrian Kwiatkowski

Kiedyś Łodzianin, obecnie warszawski słoik a tak naprawdę Tomaszowianin. Towarzyski ale introwertyk, zły ale dobry. Po prostu chodząca sprzeczność.

Skomentuj Marcin X

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

7 komentarzy

  • Set, który wrzuciłeś jest zdecydowanie jednym z moich ulubionych :), obok setów Hardwella czy Fedde le Granda, które również polecam ;). Pewnie nie bez powodu chłopaki (Dimitri Vegas i Like Mike) znajdują się teraz na 6 miejscu wg. światowej listy „Top 100 Dj”. Co do Sunrisa to niestety w tym roku był zdecydowanie gorszy od poprzedniego pod względem organizacyjnym i do tego bardzo mała frekwencja, na Aftermovie (które ma trwać 15 min.)organizatorzy każą nam czekaż już 5 miesięcy!!! i szczerze zniechęciło mnie ich podejście, a mianowicie zlewanie sobie na promocję tego festiwalu. Ale na Tomorrowland to bym se pojechała ;)!! Niestety ogólnie droga impreza, gdyby tak zliczyć nocleg, podróż, jedzenie i cenę biletów.

    • a le Grand ponoć dobrze się zaprezentował na Sunrise, o organizacji nie wiem nic ale szkoda faktycznie, że czaka się aż tyle czasu na aftermovie, po woodstocku wszystko było wręcz natychmiast.

  • O tak, zdecydowanie się zgadzam. Żyję w przekonaniu, że ludzie, którzy nie zamykają się na jeden gatunek muzyki – to ciekawi ludzie i takich lubię. Swoją drogą współczesny rap, zwłaszcza polski, nieco zszedł na psy, nie uważasz?

    P.S. Szukam złodzieja, który buchnął mi właśnie piękną płytę Fenomena – jedną jedyną, którą jakimś cudem udało mi się zdobyć.

  • „Jednak poznając to nowych ludzi zacząłem poznawać nową muzykę…” – to najważniejsze o czym napisałeś. Też czasem myślę o tym, w jaki sposób rozwijają się moje gusta muzyczne.

    Powoli już chyba nie ma ludzi, którzy zamykają się w jednym gatunku muzycznym, a jeśli ja takich poznaję, to są to fanatycy z krwi i kości. Ludzie, którzy żyją muzyką tysiąc razy bardziej niż ja kiedykolwiek, ludzie, którzy znają konkretny gatunek i jego podgatunki lepiej od jakiejkolwiek osoby, która „słucha wszystkiego”. Bardzo cenię takich ludzi, choć kiedyś postrzegałem to jako ułomność. To właśnie od takich osób dowiedziałem się najwięcej o konkretnym gatunku muzycznym.

    Nie wiem ile masz lat, ja mam 23. Muzyki zacząłem słuchać świadomie dość późno, bo dopiero pod koniec gimnazjum. Zainspirowałeś mnie do napisania swojej muzycznej spowiedzi. Choć ciągle wydaje mi się, że nie jestem nawet w połowie drogi przez muzykę jaką chcę usłyszeć, to mógłbym napisać niezły felieton. Ty piszesz w taki sposób, jakbyś właśnie zakończył swoja muzyczną wędrówkę. Ja nie mogę się doczekać kiedy w moim życiu przyjdzie okres dłuższej zajawki muzyką klasyczną.

    Tobie polecam zajrzeć do bardziej niszowych gatunków muzyki elektronicznej, poznać kogoś z kim wybierzesz się na jakiegoś ravea. Muzyka elektroniczna to aktualnie worek bez dna. W moim przekonanie dużo ciekawsza muzyka, a co z tym się łączy – ludzie i wydarzenia, są dużo głębiej w tym worku, aniżeli Tobie udało się zajrzeć. Powinieneś pochodzić trochę po klubach. W Warszawie czy Krakowie pojawiając się na takich imprezach(trance, techno) regularnie zaczynasz kojarzyć większość ludzi z twarzy, a po wszystkim jest wielce prawdopodobne, że ktoś zaprosi cię na after.

    Polubiłeś hip-hop – dziwne, że nie zajrzałeś do funku, a później jazzu – jak to było w moim wypadku. To okres, w którym pokochałem vinyl ze wzajemnością :D

    Pisałeś o dubstepie, obok niego leży D&B, Jungle później Dub, Reggae – te wszystkie gatunki to kolejna ciekawa społeczność klubowa i soundsystemy. Tutaj znów można bez problemu poznać świetne osoby, w klubach widywac te same ryje ;) Polecam Ci posłuchać Radikal Guru, tydzień temu wydał kolejną wspaniałą płytę.

    Wszystkie gatunki się mieszają, przenikają i wędrują. Zaczynając słuchać jednego kawałka dostrzegasz wpływy innej muzyki i w ten sposób wędrujesz po tym bezkresnym świecie. Jest on wspaniały.

    • To nie tak, że nie znam drumów, jungle i całej reszty, o której napisałeś. Znam i to bardzo dobrze, nawet z klasyką mam sporo wspólnego, 4 pory roku słucham co jakiś czas chociażby. Gdybym chciał napisać wszystko o muzyce to nie byłby wpis tylko książka.

/* ]]> */