Każdy zdrowy człowiek pracować musi, a na pewno powinien. Praca nas kształtuje, dzięki pracy mamy szansę poudawać, że wiemy co robimy, oraz że coś nam wychodzi, przynajmniej czasem. Nie ważne w jakiej profesji pracujesz, wykonywanego zawodu nie powinno się wstydzić. Tylko, że z tą całą pracą jest jeden problem, bywa specyficzna i potrafi trochę wjechać na banię.

Ja osobiście w życiu robiłem różne rzeczy, od mycia tirów, gdy miałem lat kilka po pracę w korpo. Obecnie mam 27 lat, jestem młodym Januszem z planem na siebie. Skłamałbym jednak, że wykonywane przeze mnie do tej pory zajęcia nie sprawiały czasem, że miałem ochotę przycelować sobie „gonga” w czoło. Przykładowo jak ktoś dorabiał na budowie to wie, że z tymi Krystianami to nie ma żartów. Co drugi ma w kieszeni schowaną seteczkę, a spróbuj się z nim nie napić to zaraz Ci będzie truł ucho, że kabel szefa jesteś. Wykonując tego typu pracę na pewno nie trudno zauważyć, że gwara to tam jest mocno ograniczona. Epitety fruwają, wszystko właściwie tam jest kurwą. Kabel, cement, betoniarka, schody, Gienek, który zapił i nie przyszedł tego dnia, dosłownie każdy przedmiot, czynność, osoba. Jednak pomimo tego, ze uszy bolą to każdy rozumie te dialogi i tłumacza nie trzeba. Nawet „podaj mi tego, no tamtego, stamtąd, no dawaj tego” jakimś dziwnym cudem jest zrozumiałe. Wszystko się zmienia, a przynajmniej tak było w moim przypadku, gdy trafia się do pracy w marketingu, lub trzeba z tymi ludźmi współpracować. Jak dziś pamiętam pierwszego maila, którego dostałem i bez wujaszka Google nie wiedziałbym o co chodzi.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Adrian Kwiatkowski (@adrian.kwiatkowski.off)

FYI a ja jestem OoO

Pamiętam, że siedziałem tak sobie i myślałem „co kurwa?”. Zapytać się ludzi nie zapytam o co chodzi, bo pewnie siara i przypał. Więc oczywiście myk do kibla i próbuję z pomocą wyszukiwarki rozszyfrować czy typ jest chory, nawalił się, czy naprawdę jednak coś ode mnie chce. Okazało się, że nic nie chce ale jego mail naprawdę coś znaczył.

For your information a ja jestem out of office

Rozszyfrowanie tego zajęło mi może 3 minuty, nie wliczając przyczajki żeby iść do kibla. Jednak dojście do siebie po takim czymś zajęło mi dobre 5 minut. Zadziwiałem się, że typ nie mógł napisać „przeczytaj, ja wychodzę z biura”. No ale tak już w tych korpo i marketingach jest, codziennie poznajesz nowe słowo.

Potrzebuję ASAP

Masz 20 lat, widzisz takie coś, co myślisz? ASAP, człowieka coś boli i chce APAP. Nic bardziej mylnego. Właśnie dostałeś info, że masz coś zrobić na wczoraj.

Wrzuć na to brief, określ KPI i jedziemy. Call o 15.

No i tak, call? Jasna sprawa, będziemy gdzieś dzwonić. Ale jaki brief, jakie KaPeI? Powiem szczerze, widząc tego typu zwrot pierwszy raz, prawie zbladłem. Najpierw dowiedziałem się, że brief to po prostu zlecenie komuś zadania, ale to nie rozwiązało mojego problemu. Bo nadal nie wiedziałem jak to się robi. Co tam do jasnej Anieli ma być? KPI? Google pomogło, okazało się, że są to cele do zrealizowania.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Adrian Kwiatkowski (@adrian.kwiatkowski.off)

Po tygodniu pracy i słuchania tych na siłę wciskanych angielskich słówek myślałem, że mnie szlag trafi. Najgorsze jednak jest to, że im dłużej pracowałem tym bardziej naturalne mi się to wydawało. Zacząłem rozumieć te polecenia Orków, czułem się z nimi całkiem oswojony i niestety… ale zacząłem ich chwilami używać w moim codziennym życiu. Tak więc miałem calle z przychodnią, aby umówić wizytę u lekarza. Gdy mi się nie chciało odpisywać na maile ustawiałem zwrotkę, że jestem OoO, a na sam koniec mówiłem, że czegoś nie zrobię, bo nie mam ochoty na tego taska (task – zadanie).

Jak widzicie, niektóre legendy o pracy w korporacjach nie są wyssane z palca, tam naprawdę czasem się tak dziwnie mówi. Są też tacy, którzy naprawdę to kochają. Dlaczego? Nie wiem, nie wnikam, nie chcę wiedzieć. Jeżeli jesteście ciekawi jak może wyglądać typowa rozmowa w korpo to zaspokoję waszą ciekawość. Uprzedzam jednak, będzie bolało.

– Cześć, o 15 jest call z supplierem, więc od rana musimy na desku ropracowywać brief.

– Spoko, ale jakie są KPI? Mamy budget? Czy do reko? Jaki jest nasz scope of work?

– Full reko po naszej stronie, klient chce tylko to medium, KPI są w briefie. Scope jest standardowy. Workflow takie jak zawsze.

– A deadlajn na kiedy?

– ASAP!

Zdaję sobie sprawę, że to dziwne ale tak naprawdę potrafią wyglądać ekstremalne rozmowy w korporacjach. Nie wszyscy oczywiście mają aż tak zakręcony język, ale takie sytuacje jak powyższa się zdarzają. Ale jeśli ktoś nie chwycił o co tam do końca chodzi to poniżej tłumaczenie.

– Cześć, o 15 zdzwonimy się z dostawcą, więc od rana musimy na biuru rozpracowywać zadanie.

– Spoko, ale jakie są cele? Mamy budżet,  czy go rekomendujemy? Jaki jest nasz zakres obowiązków?

– Pełna rekomendacja po naszej stronie, klient chce tylko tego dostawcę, cele natomiast są w zleceniu. Zakres obowiązków standardowy, styl i przebieg pracy taki jak zwykle.

– Na kiedy to musimy skończyć?

– Najszybciej jak to możliwe.

Aua. To jest właśnie korpo mowa. Boli? Może trochę. Czy się od tego ucieknie? Nie sądzę.

—-

Jeżeli w Twojej pracy też używa się jakiś dziwnych i czarodziejskich zwrotów daj znać i podziel się tym w komentarzu. Niech inni wiedzą, że masz gorzej.

Kto pisze?

Adrian Kwiatkowski

Kiedyś Łodzianin, obecnie warszawski słoik a tak naprawdę Tomaszowianin. Towarzyski ale introwertyk, zły ale dobry. Po prostu chodząca sprzeczność.

Skomentuj sandra_es_em X

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

5 komentarzy

  • OMG ? chyba jest za wcześnie dla mnie na te „korpo rozmówki” ?
    W żadnej pracy (a były na prawdę różne) nie trafiłam na magiczne zwroty, ale ja to spokojnie na codzień nadrabiam ? jestem z Górnego Śląska i „jadę” gwarą ?
    liczy się?! ?

  • Po co sobie tak utrudniać życie ? Ja rozumiem, że to tak 'światowo’ i być może łatwiej jest napisać ASAP niż 'najszybciej jak to możliwe’, ale biorąc pod uwagę fakt, że to korporacja to myślę, że ludzie tam pracujący jednak piszą szybciej niż jedna literka na minutę.. więc oszczędzają jakieś miiiiiiliiii sekundy.. ? więc łaj oni tak wszędzie wplatają ten inglisz?

    • Wynika to zapewne z tego, że pracuje się też z klientami globalnymi lub regionalnymi, którzy tylko English. No i wtedy wychodzi nam Ponglish.

  • Pracuję aktualnie w drugiej korpie. Łącznie to już ponad 4 lata w tym światku. I przyznam, rzeczywiście używamy tych wszystkich zangielszczeń, z których wszyscy się nabijają. Prawda jest jednak taka, że pracując w międzynarodowej firmie język angielski to standard. Codziennie komunikujemy się z ludźmi właśnie w tym języku… Ten cały slang z czasem przychodzi naturalnie. Wydaje mi się jednak, że niektóre dialogi są trochę przesadzone. Wbrew pozorom, między sobą wciąż używamy języka polskiego :P.

/* ]]> */