Dookoła wszędzie unosi się zapach palącego się zielska, nikt nie drze mordy, że już więcej nie pije, po prostu tankuje się dalej, nawet po największym kacu. Ludzie są przyjaźni, przynajmniej większość, nie licząc przygłupów, którzy zgubili się w drodze do Berlina na paradę techno, no i rapowych pyr z Poznania oraz okolic.  

Brudstock – jak jego nazwa wskazuje – to festiwal pełen brudasów, czyli osób takich jak ja, które lubią pobawić się w dobrej atmosferze i czasem najebać się jak szpadel.

Wydawałoby się, że przetrwanie tego festiwalu to pryszcz, nic bardziej mylnego. Bycie tam dłużej niż 4 dni to istny survival, żeby się umyć w ciepłej wodzie musisz wyjść przynajmniej godzinę wcześniej pod prysznic, a i tak nie masz pewności, że ta woda będzie. Wierz mi, że uczucie zmycia tego kurzu będzie dużo przyjemniejsze niż zaliczenie punkówy z drugiego końca kraju, której pewnie już nigdy nie zobaczysz. Poza tym, po pierwszym dojściu do kibli możesz stać się bardzo aseksualny na czas trwania festiwalu. Jeśli toi-toi ma napisane na drzwiach „mordor” to nie wchodź tam, naprawdę, te napisy ostrzegawcze nie pojawiają się tam bez powodu. Po prostu nie rób tego jeśli Ci życie miłe.

Gdy wybierasz się na koncert jakiejś cięższej lub punkowej kapeli to oszczędź sobie klapeczki, trampki tez nie będą najlepsze, chociaż sam się wpieprzam w środek pogo w najeczkach, to odradzam. Łokcie latają, sztuki się same sprzedają, ale to nic w porównaniu do tego jak Cię zajebiście zaboli syr, gdy postawny punk wdepnie Cię dwa razy w swoich glanach za trzy bańki. Chociaż umówmy się, są ludzie, którzy przyjeżdżają na brudstock i wcale na te koncerty nie chodzą, wiesz co? Szanuję to, chociaż nie do końca rozumiem, bo na tyłach jest całkiem spokojnie i można sobie dać buzi-buzi z Panią X.

W grupie osób, która zazwyczaj mi towarzyszy przez większą część festiwalu, utarło się przekonanie, że jeśli nie zjesz papu z obozu krishny to nie możesz powiedzieć, że byłeś na Woodstocku. Dlatego zabieramy tak każdego nowicjusza, kończy się to różnie, mi się poszczęściło i nie leciałem do kibla, ale jeden człowiek, tyle farta nie miał. Co gorsze trafił na moment, w którym do czyszczenia „tojek” była bita godzina, nawet na Małysza nie dało radę. Tutaj pojawia się jeszcze jeden PROTIP z toaletami. Wyczaj w jakich godzinach są czyszczone i jak już musisz to staraj się iść właśnie w tym czasie, jest szansa, że nie umrzesz.

Najważniejszym elementem pozwalającym przetrwać Brudstock to odpowiedzialność za samego siebie i dobre nastawienie. Jeśli się będziesz pilnować to nikt Cię nie okradnie – tak, są skurwycebulaki, które kradną co się da – a jeśli będziesz miły dla ludzi to i nowych przyjaciół poznasz. Ja co roku wyjeżdżam z tego miejsca z nowymi znajomościami, pewnie dlatego kocham to miejsce. No może dodatkowym atutem są wszędobylskie cycki, ale to już trzeba zobaczyć na swoje własne oczka.

Tymczasem do zobaczenia na Woodstocku i baw się dobrze.

Kto pisze?

Adrian Kwiatkowski

Kiedyś Łodzianin, obecnie warszawski słoik a tak naprawdę Tomaszowianin. Towarzyski ale introwertyk, zły ale dobry. Po prostu chodząca sprzeczność.

Skomentuj PixievonBerry X

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

5 komentarzy

/* ]]> */