Znasz to uczucie kiedy wszyscy dookoła próbują podporządkować Twoje życie nie Twoim planom? Nie chodzi tutaj o przymusowe zakładanie czapki zimą, gdy Ty z jakiś dziwnych powodów uznawałeś brak nakrycia głowy za dobry popis przed dziewczynami z 3b.

Rodzice wybierają studia, babcia robi za dietetyka, a wujek z ciocią nie szczędzą porad z tytułu jak żyć. Blogerzy mówią Ci co na siebie założyć by być modnym, a youtuberzy  piorą mózgi Twojego dziesięcioletniego braciszka, wyręczają Cię w tym co najlepsze mając młodsze rodzeństwo. Wszyscy chcą Cię kurwa we wszystkim odciążyć, nie wiedzą tylko jednego, Ty tego wcale nie potrzebujesz.

Nie jestem wyjątkiem, też to chwilami przeżywałem, a momentami bywało to śmieszne. Pamiętam jak dziś, gdy na jednym z pierwszym spotkań blogerskich usłyszałem od nieco bardziej doświadczonych osób mniej więcej to: „nie pisz o związkach, to nie ma przyszłości, o tym już Kominek nie pisze”. Minęły dwa lata, na każdym lajfstajlowym blogu są związki, wszyscy są specami od spraw sercowych. Nic w tym złego, ale samozwańczy specjaliści zawsze mnie przerażali, ja chociaż publicznie mówię, że ze specjalisty we mnie tyle samo ile subtelności w zamachu terrorystycznym. Zresztą, podobnie było gdy stwierdziłem, że będę robił internety, usiadłem, uczyłem się sam, słysząc co jakiś czas, że po co, na co, to nigdy nie wypali. Teraz zajmuję się tym zawodowo, lubię to co robię i żyję jak człowiek. Szczerze mówiąc wcale się z tym nie kryję w towarzystwie osób, które kręciły sobie z tego pompopirynę i wychodzili z założenia, że swojej pracy nie da się lubić.

Szczęścia miałem tyle, że w domu nikt mi nie wskazywał drogi, ojciec czasem miał chęci na wskazywanie celu ostatecznego, ale nigdy mi to nie przeszkadzało, chyba dlatego, że meta przez niego wyznaczona pokrywa się z moją.

Jednak nie tylko najbliższe otoczenie mówi Ci jak żyć. Telewizja pcha Ci żarciem bezglutenowym w ryj, bo tylko takie masz jeść, na fejsie masz psycholi, którzy nieustannie napierdalają zdjęciami z siłowni, jacy to oni nie są wysportowani, swoją drogą nie można po prostu ćwiczyć i nie rzucać tym w ryj całemu społeczeństwu? Kogo obchodzi, że ktoś dziś robił nogi? Chociaż moimi faworytami są psychowegeterianie, ja pierdolę, ich mózgi zamieniły się w kompost. Jeden z drugim wjeżdża Ci na Twoje zdjęcie burgera i wali wykład, że musiała krowa zginąć byś to zjadł, no do cholery, po to ona się urodziła, ta konkretna miała być moim burgerem, tym burgerem.

No i tak bez końca, wszyscy wiedzą co masz robić, jak żyć, co żreć, jak się ubierać, no i że whisky nie można pić z colą. Czemu nie mogą się tak po prostu odpierdolić, nie myślę utopijnie, nie łudzę się, że zrobią to sami z siebie, dlaczego nie dociera do nich, że masz w dupie ich rady, ich tryb życia i nie chcesz go przyswajać? Co złego w tym, że lubisz whisky z colą, kebab z sosem mieszanym i nie rozpaczasz nad kotletem w sklepowej lodówce? No właśnie nic. Właśnie dlatego żyj jak chcesz, rób co chcesz. Twoje życie, Twoje marzenia, może warto je spełniać.

Gdy mi ktoś mówi jak żyć, pokazuję mu środkowy palec, źle na tym nie wyszedłem. Słabo by wyszło, gdyby w mojej biografii zabrakło mnie samego, nie? Przemyśl to, szkoda byłoby się zgodzić na apokalipsę. 

Kto pisze?

Adrian Kwiatkowski

Kiedyś Łodzianin, obecnie warszawski słoik a tak naprawdę Tomaszowianin. Towarzyski ale introwertyk, zły ale dobry. Po prostu chodząca sprzeczność.

Leave a Comment

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

9 komentarzy

/* ]]> */